Czerwony mak - odcinek 9

 

Baronowa Orczy

przekład z angielskiego Zofii Sokołowskiej

 

IX

Po dżdżystym dniu nastała cudna gwiaździsta noc, przesycona wonią wilgotnej ziemi i spadających liści.

 

Wspaniały kocz, zaprzężony w czwórkę najpiękniejszych koni w Anglii i powożony przez sir Percy'ego, odjechał w stronę Londynu, odległego o 50 mil angielskich. Lady Blakeney z radością zgodziła się na tę podróż nocną i otulona w kosztowne futro, zasiadła na kozie obok męża. Sir Percy był znakomitym woźnicą; rasowe konie, dwa dni temu przysłane do Duwru, napasione i wypoczęte, pędziły z szybkością strzały po równej drodze. Małgorzata przepadała za taką szybką jazdą i cieszyła się nadzieją kilku godzin samotności, wiedziała bowiem, że sir Percy przez cały czas nie przemówi słowa. Nieraz kiedy siedziała przy nim przez kilka godzin i żadne z nich nie przerwało milczenia, dziwiła się, o czem mógł myśleć. Może wcale nie myślał?

 

W gospodzie pan Jellyband pogasił światła i przekonał się osobiście, że nic nie brakowało w sypialniach, przygotowanych dla lorda Antoniego i sir Andrzeja. Tymczasem obaj panicze zasiedli przed kominkiem, na którym płonął suty ogień ze smolnych szczap.

 

— Czy wszyscy już poszli, mości Jellyband?— zapytał lord Antoś.

 

— Wszyscy, milordzie — odrzekł gospodarz, ustawiający szklanki i kufle na półkach.

 

— A służba?

 

— Już chrapie.

 

— Będziemy więc mogli pogawędzić swobodnie?

 

— Tak, milordzie... Zostawię dla panów świece na stoliku, a sam pójdę się położyć.

 

— To dobrze, mój stary... Zgaś także lampy, ogień dosyć daje światła.

 

— Jak milord rozkaże... A może przynieść wina?

 

— Owszem, przyda się.

 

Jellyband postawił na stole butelkę wina i dwa kieliszki, życzył panom dobrej nocy i oddalił się.

 

Obaj młodzieńcy w milczeniu popijali wino, dopóki zupełna cisza nie zaległa gospody. Słychać było tylko trzask ognia na kominku i miarowe tykotanie starego zegarka.

 

— I cóż, udało się? — zagadnął lord Antoni.

 

Sir Andrzej, zbudzony z marzeń, w których niewątpliwie widział śliczną twarzyczkę z wielkiemi czarnemi oczyma, otoczoną ciemnemi puklami, uśmiechnął się i odrzekł:

 

— Tak, udało się w zupełności.

 

— Nie pytam się nawet, czy podróż była przyjemna — zaśmiał się lord Antoni, nalewając sobie znowu kieliszek wina. — Zdrowie hrabianki Zuzanny! Wydaje się dobrą dziewczyną, chociaż jest francuzką. Zyczę ci powodzenia!

 

— Przyszłą podróż ty odbędziesz — rzekł sir Andrzej — kolej na ciebie i na Hastingsa. Życzę ci równie miłej towarzyszki.

 

— Nie masz pojęcia, Antosiu...

 

— Nie mam pojęcia, ale wierzę ci na słowo—wesoło przerwał młody lord i poważniejąc odrazu, rzekł: — Mówmy teraz o naszej sprawie.

 

Chociaż byli przeświadczeni, że oprócz nich niema nikogo w izbie, zniżyli głos i przysunęli się do siebie.

 

— Dwa dni temu widziałem się na chwilę w Calais z Czerwonym Makiem — szepnął sir Andrzej. Wcześniej od nas wrócił do Anglii. Sam wywiózł wszystkich z Paryża, przebrany za starą przekupkę. W wozie osłoniętym płótnem, śród rzepy i kapusty była ukryta hrabina, panna Zuzanna i wicehrabia. Zołnierzom pilnującym rogatek nie przyszło nawet do głowy, kto jest ta straszna baba, która głośniej od innych wrzeszczała: „A bas les aristos!" To nadzwyczajny człowiek! Dzięki szalonej odwadze zawsze wyjdzie bez szwanku z największych opałów!

 

Lord Antoni aż zaklął z zachwytu i podziwienia.

 

— W przyszły czwartek ty i Hastings macie spotkać się z nim W Calais mówił sir Andrzej. — Idzie tym razem o uratowanie hrabiego de Tournay, któremu już raz Czerwony Mak ułatwił ucieczkę z jego zamku. Dokazał wtedy sztuki nielada! Hrabia, uwięziony przez Komitet Ocalenia Publicznego, został skazany na śmierć. Wydobyć go ze szponów rewolucyi będzie ciężkiem i niebezpiecznem zadaniem. Wprawdzie St. Just obiecał nam dopomódz, a jego nikt jeszcze nie podejrzewa, mimoto grozi wam wielkie niebezpieczeństwo. Ciekaw jestem, jak nasz wódz wywiąże się z tego. Chciałbym wziąć udział w tej wyprawie.

 

— Czy masz dla mnie jakie polecenia od wodza?

 

— Mam. Rząd rewolucyjny wysłał do Anglii specyalnego agenta, zaciętego wroga naszej ligi: nazywa się Chauvelin i postanowił wykryć osobę naszego wodza, żeby za pierwszą jego bytnością we Francyi schwytać go i zabić. Przywiózł z sobą całą armię szpiegów i dopóki nie pozbędziemy się ich, wódz zaleca, żebyśmy z nim nie rozmawiali publicznie i spotykali się jak najrzadziej. Ilekroć będzie chciał wydać nam jakie polecenia, uprzedzi nas o tem.

 

Ogień tymczasem przygasł i na kominku dopalały się głownie, rzucając czerwony blask na twarze obu młodzieńców pochylone ku sobie. Cała izba była pogrążona w mroku. Sir Andrzej wyjął z pugilaresu jakiś papier i usiłował odczytać go przy słabem świetle dogasających płomieni. Pomagał mu w tern lord Antoni. Obaj byli tak zajęci tym ważnym dokumentem, pochodzącym od uwielbianego wodza, że nie usłyszeli lekkiego szmeru za sobą. Z pod ławy wysunęła się jakaś ciemna postać i ostrożnie skradała się ku nim, podobna z ruchów do węża.

 

— Mamy przeczytać tę kartkę, zapamiętać każde jej słowo, a potem zniszczyć ją — rzekł sir Andrzej.

 

Miał włożyć pugilares do kieszeni, kiedy wypadł z niej. mały skrawek papieru. Lord Antoni schylił się i podniósł go.

 

— Co to jest? — zapytał.

 

— Nie wiem — odrzekł sir Andrzej.

 

— Ten papier wyleciał teraz z twojej kieszeni. Musiał być osobno.

 

— To dziwne! Skąd on się tam wziął? To pismo wodza. Obaj usiłowali odczytać kilka słów, śpiesznie nabazgranych, ale wtem jakiś szmer na korytarzu zwrócił ich uwagę.

 

— Co to znaczy? — szepnęli obaj.

 

Lord Antoni poszedł ku drzwiom, w chwili jednak, kiedy je otworzył, został ogłuszony uderzeniem pięści w czoło. Jednocześnie ciemna postać skoczyła z tyłu na sir Andrzeja i ścisnąwszy go za szyję rękoma, powaliła na ziemię. Wszystko stało się tak szybko, że żaden z młodzieńców nawet nie krzyknął i nie stawił najlżejszego oporu. Czterech ludzi zakneblowało im usta i związało ich razem w ten sposób, że nie mogli się ruszyć. Piąty cicho zamknął drzwi i stał, czekając, dopóki tamci nie ukończą roboty. Na twarzy miał czarną maskę.

 

— Żaden ani drgnie, obywatelu — rzekł jeden z napastników.

 

— Dobrze — odrzekł człowiek w masce —teraz przetrząśnijcie im kieszenie i dajcie mi wszystkie papiery, które tam znajdziecie.

 

Dokonali tego szybko. Człowiek w masce nasłuchiwał przez chwilę, czy wszyscy śpią w gospodzie, i przekonawszy się, że wokoło zupełna panuje cisza, skinął na swoich pomocników, żeby związanych młodzieńców wynieśli z gospody. W izbie został on sam i zaczął przeglądać papiery.

 

— Niezły połów! mruknął z zadowoleniem, zdejmując maskę, która odsłoniła chytre oblicze z lisiemi oczyma.

 

Przeczytał kilka listów z pugilaresu sir Andrzeja, długo badał skrawek papieru, pochodzący od wodza i zatarł ręce z radością na widok jednego listu z podpisem Armanda St. Just.

 

— Armand jest jednak zdrajcą — rzeki do siebie — zdaje mi się, piękna Małgorzato Blakeney, że teraz dopomożesz mi wyszukać Czerwonego Maku.

 

(d. c. n.)

 

Nasz Dom (tygodnik mód i powieści), 05/11-12-1914

 

Nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Korzystanie z Witryny oznacza zgodę na wykorzystywanie plików cookie, z których część może być już zapisanych w folderze przeglądarki. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Zbieranie danych o użytkownikach 

Serwis informacyjny 100lattemu.pl zbiera dane osobowe tylko tych użytkowników, którzy się zarejestrowali. Użytkownik, który rejestruje się na stronie wyraża zgodę na przetwarzanie swoich danych osobowych przez 100lattemu.pl w celach statystycznych i marketingowych. Informujemy, że zgodnie z art. 24 ust.1 pkt. 4 Ustawy o Ochronie danych osobowych podanie danych jest dobrowolne, a każdemu przysługuje prawo wglądu do swoich danych ich poprawiania oraz usunięcia.

 

Zbieranie danych statystycznych

Aby lepiej określić jakie działy, artykuły lub narzędzia znajdujące się w serwisie 100lattemu.pl najbardziej podobają się użytkownikom, podczas przeglądania stron serwisu zbierane są dane dotyczące liczby odsłon poszczególnych elementów serwisu. 100lattemu.pl będzie również przeprowadzał ankiety, mające na celu lepsze poznanie jego użytkowników oraz ich oczekiwań co do zawartości serwisu. Dane statystyczne o użytkownikach i ich preferencjach mogą być udostępniane osobom trzecim tylko w formie zagregowanej uniemożliwiającej identyfikację pojedynczej osoby.